Podczas przerw tych licznych wielu.
Aby złapać coś oddechu,
czuję się jak człowiek lichy.
Gdyż odczuwam brak mej siły.
Tu coś kapie na ten kopczyk.
Więc przecieram swoje czoło
i tam czuję moje słowo.
Przecież rosą to to nie jest,
tylko potem z własnej woli.
Wypoconym dla swawoli.
Popijałem wodę sobie,
by ugasić tenże ogień.
Który się od pracy wzmagał
i nie gasnął - cóż za draka.
Ale nie za długo posiedziałem
bo tu dymać tym musiałem.
Więc o większej chwili wolnej
nie myślałem już swawolniej.
Przeleciałem w ciągu szychty
tak na oko ze trzy tury.
Po kolei i z swawoli
popijałem głód dla doli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz