środa, 21 maja 2014

Rejs do domu

Płyniemy po beskresnym oceanie spokojnu, patrząc w dół widzę tylko bialo-szarą odchłań. Czasami tylko wpływamy na bardziej burzliwe, czy może bardziej niespokojne wody. Nie mamy zbyt wielu fal do pokonania, niewiele również potworów po drodze.
Teraz odbijamy na prawo o jakieś siedem i pół stopnia aby za wczasu minąć kolejną burzę. Siedzę niespokojnie, gdyż czuję jak nadciaga flauta i będę musiał zebrać cały okręt do wiosłowania. Mimo iż odbilismy trochę z kursu, to dzięki prądom bedziemy na czas.
Właśnie mijamy wir, który wciągnął by nas do samego dna. Lecz opływamy go z szerokim łukiem. Lepiej nadłożyć drogi niżeli zginąć z rąk tak bezlitosnej bestii.
Nagle dopadły nas fale. Wyglada tak jakby wydmy zaczęły sie przemieszczać przez morza. Coś niesamowitego, tam gdzie spogladajac w niebo widzę błękit, teraz dopadla nas flauta, a jednak fale sięgają dziesięciu metrów, coś niesamowitego. Każdy dopadł do wioseł, kapitan zasiada za sterami i prowadzi nas przez wody, bez wiatrów tylko siłą mięśni przemy naprzód i pokonujemynte fale.
W koncu wypływamy z obszaru fal, lecz jednak, jakby każdy odwrócił sie i spojrzał na ocean dostrzegłby tego potwora, który mąci wode i tworzy tak gigantyczne fale.
Już niewiele zostralo do pokonania tylko kilkadziesiąt mil. Wiemy ze dobijemy do brzegu po zachodzie słońca, teraz jednak każdy ma przerwę i nasz kucharz przygotował jakże wspaniałą uczte na pokladzie statku. Jak jeden mąż spogladamy na zachód słońca. Jesteśmy już nieopodal, widzimy latarnie która nas prowadzi i wskazuje drogę do wybrania. Widzimy, już nieopodal port. To ostatnia chwila, aby uznać ten rejs, jak lot nad chmurami. Już dopływami do naszego miejsca. Niby dopłynąłem do domu, do rodziny. A nie czuje sie tu szczęśliwy. Brakuje mi wolności i wiary we wlasne możliwości. Cóż pocieszam sie tylko, ze już niebawem wyruszam w kolejny rejs, ku mojej aktualnej Iliadzie, mojej nowej ojczyźnie.

poniedziałek, 24 marca 2014

Niewdzięczna sytuacja

Leżymy obok siebie, gdy już po wszystkim. Cali w skowronkach, a na twarzach uśmiech rozkwitł. Patrzysz na mnie, aby zapamiętać na dłużej. Po godzinnych rozmowach - doszło do tego, że nastał ranek i księżyc już znikł. Coraz bliżej siebie spoczywamy, coraz prężniej nastawiamy uszu. Gdyż natura budzi się ze snu.
Ja zadowolony, że po wszystkim mogę ochłonąć, On szczęśliwy, że wkońcu mógł tu wpaść. Mimo wszystkiemu coś się tu dzieje! Podczas tego wszystkiego materac "spuchł". On na sprężynach, a ja w powietrzu.
Po kilku godzinach nie wytrzymało napięcia i z jednej dziórki coś ciągle ucieka. Choć miększy się staje, to twardością wciąż włada. Coraz niżej się spuszcza, tracąc objętość samotnego czlonka.
Teraz już pozostało spocząć w sen sprawiedliwy, choć niewygodny - gdyż materac niegodziwy. Roszczenił się w miejscu gdzie nie można "zespawać". I tak pozostało zasnąć na podłodze obok innego pana.

środa, 5 lutego 2014

Droga Basiu

     Dzisiaj odeszłaś od nas, zabierając cząstkę Twojego bytu materialnego, pozostawiając siebie nam w sercach i pamięci. Mimo choroby to do końca pokazywałaś swój uśmiech pod którym ukrywałaś cierpienie.
     Dla mnie byłaś mentorem w pisaniu poprawnej polszczyzny. Zawsze mogłem liczyć na Ciebie - gdy chodziło o poprawę stylistyczną. Również zapadłaś w mej pamięci jako Most Łączący Ludzi. Pomagałaś zwaśnionym nacjom na nowo połączyć się, a zarazem ukazywałaś prawdę taką jaka była. Byłaś i jesteś ciągle duchem za każdym razem gdy piszę. Zawsze czekałem z niecierpliwością na Twoje zdanie o danym wierszu - czy czymś podobnym. Aby uczcić serce i ducha Twego będziesz miała swój udział w powstawaniu książki pewnej - i tu obiecuję to już teraz.
     Gdy ja miałem pod górę, to potrafiłaś mnie podciągnąć pod górę na własnej linie bezpieczeństwa. Właśnie w tych moich słabych emocjonalnie dniach stawałem się egoistą i zapominałem, że inni ludzie - tak jak ty - znacznie mocniej cierpią. A znowu gdy robiłem coś nie tak, to własnym słowem potrafiłaś zmotywować mnie do myślenia w inny sposób i do działania.
     Byłaś i pozostaniesz mym Aniołem na odległość. Nigdy nie było dane mam zobaczyć się w prawdziwym świecie. Chociaż Skype i Facebook nie jest wszystkim, to tu właśnie mieliśmy największe pole do popisu. Czasami całymi godzinami mogliśmy pisać, rozmawiać i widzieć siebie.
     Jestem Ci niezmiernie wdzięczny za oddanie mi krztyny Twojego serca. Będę wspominał Ciebie z dobrocią i miłością braterską. Ufać zawsze mogłem Tobie, więc i sam oddałem trochę serca. Tęsknić człowiek będzie coraz mniej, będzie musiał się przyzwyczaić do braku Twojej cielesnej osobowości, ale w pamięci pozostaniesz na zawsze.



Ku pamięci Barbary F. - Bartosz Muchowski "Bartolomeo Augusto" "HouseFly92"

sobota, 1 lutego 2014

Kot

Dziś czyściłem czarne ścierwo.
Tylko szmatką, a jak piekło...
Ciągle drapie, ciągle syczy.
Tyle "mówi", tyle "krzyczy".

Mam tych ran już z setek kilka,
Co i róż nakłuje igła.
Jedno miejsce poranione,
Trochę słabiej, trochę mocniej.

A w tym wszystkim wielkie "HALO!"
Bo pół nocy to już trwało.
Minut kilka nieskończenie,
Sekund można by rzec - wiele.

Żeś mnie drapał jak kot bury.
Gdyż z plastiku masz swe wióry.
Tyś spojlerem do Nissana,
Który jest do malowania.

Może drogi, może tani,
Ale drapiesz jak Pers Frani.
Wiec i z rana taka rana
Mi po szychcie pozostała.

środa, 1 stycznia 2014

Ile...

Ile rodzin rozbitych,
Ile bólu w ich oczach,
Ile serc cierpiących,
Widzę po tych świętach?

Każdy - mimo iż wyjechał z Polskiej ziemi,
Ciągle sercem i myślami tam wraca.
Dusza cierpi z pozostawienia przyjaciela
na NASZEJ POLSKIEJ ZIEMI!

Kto doprowadził do tego?
Co WYGANIA nas z plemienia?
Czym czy Kim jest ten zły?
Który odbiera nam wszystko...

Jest miło, radośnie w tym gronie,
Lecz każdy się uśmiecha
Gdyż nie ma innego wyboru
Aby żyć w dostatku na Ziemi.

Ja sam osobiście cierpię.
Ja sam suchymi łzami łkam.
Ja sam zostawiłem przyjaciół
KTÓRYCH TAK BARDZO KOCHAM!

Jesteśmy razem, a jednak osobno.
Jesteśmy wszyscy lecz bez nikogo.
Każdy boryka się z sercem a jednak
Dążymy do Wszystkiego Najlepszego.

Żeby życie nie dopiekało,
Aby wszystko było spokojne,
By mieć miejsce na ziemi.
Choć walizek nic nie zmieni.

Niech każdy kolejny dzień
Przynosił uśmiech i cień.
Oby serce z radości skakało.
I pracy nad sobą do perfekcji.