piątek, 17 maja 2013

Przemarsz wszystkich zapomnianych



Dziś widziałem Kwazimodo.
Nie daleko przeszedł drogą.
Ciężkie brzemię dźwigać musiał,
gdyż mu garb zawzięcie chrupał.
Przecież człowiek jest kalką,
a tu proszę. Idzie pieszo.
Lecz po chwili spoglądania.
Widzę już innego drania,
który skrada się jak Hrabia.
Niosąc dziecię z obłąkania.
Po przechadzał się ulicą.
Nagle, puf. I już zniknął.
Popatrzyłem sobie w niebo.
A tam frunie jakieś drzewo.
To leciała Baba Jaga.
Na swej miotle do sprzątania.
A tuż za nią bzyczy pszczoła.
I zawzięcie kogoś woła.
Jeszcze jakiś dziadek w tiarze.
Co swą różdżką dobrze włada.
Chciałem podejść trochę bliżej,
ale tylko się zderzyłem
Z jakimś starym King gorylem.
A za wielkim tym zwierzakiem,
mumia tapla się swym piachem.
Co za dziwny wieczór miałem,
Już się bałem, że zaspałem.
A do tego tłum dziwaków
pozdrawiają jak chomika.
Coś dziwnego mnie szarpnęło,
a to przecież nic wielkiego.
Schylam się i patrzę dobrze,
a tam mały krasnal rośnie.
Czy to czary? Czy fantazje?
Ale Romek z Julcią właśnie
pod pierzyną sobie leżą,
na dywanie jakimś lecą.
Same dziwy i streszczenia,
a tu kleks się w mysz zamienia.
Tyle bajek przeleciało.
A mnie księciu wita śmiało.
I podchodzi do mnie blisko,
ja się dziwie, bom jest psisko.
Straszne ciarki przeleciały,
Ja się włączam do parady.
Idę zaraz za Zawiszą,
który macha ciągle brzytwą.
Patrząc w prawo, zobaczyłem.
Jak Kot w butach już kłusuje.
Za mną jeszcze pełna chmara.
Bo i hiena tam się skrada.
Mało tego, patrzę dalej.
A tam mamut idzie w parze,
z jakimś smokiem który w szparze,
miał osiołka w jakimś darze.
 Same bajki i fantazje
przeszły przez ulice właśnie.
Tak więc łbami tylko kręcę,
bo nie widzę mitów jeszcze.
Może w tyle się schowały
leśne Drzewce no i Driady.
Przecież nic dziwnego jeszcze,
bo tu wszędzie idą wieszcze,
i bajarze i pisarze.
I muzycy, i pieśniarze.
A do tego jeszcze jedni.
Ci - filmowcy jacy przedni.
Z Oscarami sobie pędzą
bo dyskusją już zanęcą.
A na przedzie Wieszcz prowadzi
chmarę wszystkich i nie kadzi.
Ciągle widzę z jaką dumą
niesie  sztandar: PRECZ Z KOMUNĄ!

czwartek, 2 maja 2013

Zimny ogień

Gdy rozglądam się w podzięce
widzę wszystkie sztuczne ręce.
Sama zazdrość i obłuda,
pełna chamstwa ich kultura.

Ignorancie jeden z drugim!
Patrz co czynisz swoim bliskim.
Oni bogu ducha winni.
Ba! na zaszczyt zasłużyli.
Gdyż we wszystkim dadzą Tobie
każdą miłość w swej osobie.
Na swój sposób utajony.
Bo w swym wieku ma humory.

Nie pojmujesz ich idei?
To nie szukaj w nich nadziei!
Zobacz najpierw wewnątrz siebie,
aby mówić o ich biedzie.
Nie każdemu będzie krzywda.
Inny z bólem się ukrywa.

Tak więc człeku, rzeknę sobie,
abyś żył w wszelakiej zgodzie.
Nie pojmujesz? Weź no zobacz.
Przecież nikt nie chodzi opak.
Każdy ma wrażliwość własną,
Lecz niektórzy są dość mocni
i zmrażają swe czułostki.

Tak więc trzeba delikatnie
sprawdzić czy tu wszystko zacnie.
Po co sparzyć się tym ziąbem?
skoro można ogrzać ogniem.
Tak więc szczęście jest tu wtedy,
gdy z lodowca żar się szerzy.
Niech się zatli ognik mały,
a rozpali w ogień cały.

Niech to będzie wasza trwoga
aby zawsze stopić loda.
Kiedy przyjdzie weń ochota.